Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I wyszedł, Helena usiadła. Matka Fetu w tejże chwili nadeszła.
— Nie mogłam się dowlec, słabo mi się zrobiło... A więc wyszedł ten kochany pan? Naturalnie, niewygodnie tutaj. Oboje jesteście aniołami, że z tak nieszczęśliwą jak ja, przepędzacie czas. Ale dobry Bóg wynagrodzi wam to wszystko... Dzisiaj przeszło mi znowu do nóg, Musiałam usiąść na stopniach. I nie wiedziałam, co tak tu cicho było... Wreszcie, chciałabym parę krzeseł. Gdybym miała fotel !... Materac mam bardzo niegodziwy. Wstydzę się, jak przychodzicie... Cały dom do was należy, a ja poszłabym w ogień, gdyby tego trzeba było. Wie o tem dobry Bóg, mówię mu to często... O mój Boże! daj, by się spełniły wszystkie życzenia dobrej pani i dobrego pana. W imię Ojca, i syna i Ducha świętego. Amen!
Helena, słuchając ją, czuła się, szczególnie zakłopotana. Obrzękła twarz matki Fetu niepokoiła ją. Nigdy jeszcze dotąd w ciasnej tej izdebce nie doznała tak przykrego uczucia. Teraz dopiero spostrzegała jej brudne ubóstwo; brak powietrza i rozmaite niedostatki nędzy sprawiały jej teraz rzeczywiste cierpienie. Spieszno jej było ztąd odejść, by nie słyszeć błogosławieństw, któremi matka Fetu obsypała ją, a które ją raziły dzisiaj.
Inna jeszcze przykrość spotkała ją w pasażu Wód. Na środku pasażu, w murze, na prawo, było pewnego rodzaju wydrążenie, może jakaś dawna studnia, zamknięta kratą. Od dwóch dni, przechodząc tędy, słyszała z głębi tej dziury miauczenie kota. Kiedy wchodziła teraz do pasażu, miauczenie znowu się rozpoczęło i to tak żałośne, jak gdyby wyrażało konanie. Serce jej ścisnęło się na myśl, że biedne zwierzę, do studni wrzucone, od dawna umiera tam z głodu. Przyspieszyła kroku i pomyślała sobie, że nie prędko będzie miała odwagę iść schodami temi, bojąc się usłyszeć znowu to śmiertelne miauczenie.
Był to wtorek. Wieczorem, o siódmej właśnie kiedy