Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ną, że nie powinna była siadać tutaj. Zatrzymywała ją teraz już nie tyle myśl obowiązku, który miała do spełnienia ile szczególne jakieś uczucie, głębokie a nieokreślone, którego niekiedy doświadczała tutaj. Cierpiała nad obojętnem przyjęciem jakiego doznawała czasem od Julii. Ta ostatnia w uczuciach swoich zawsze się kierowała chwilowym kaprysem jedynie; przez trzy miesiące wielbiła kogoś, rzucała mu się na szyję, oddychała tylko jego życiem; potem pewnego poranku, nie wiedzieć po co i na co zdawała się go nie poznawać wcale. Zapewne, tak w tem jak i w innych rzeczach szła za modą, potrzebą kochania tych, których inni kochali. Te nagłe skoki czułości boleśnie raziły Helenę, której umysł rozległy i spokojny zawsze marzył o wieczności. Często wychodziła od Deberle ów bardzo smutna, prawdziwie zrozpaczona tem, że tak mało rachować można na uczucia ludzkie. Ale dnia tego w przełomie uczuć, w jakim się znajdowała, boleść ta jeszcze żywszą była.
— Opuścimy scenę Chaviguy‘ego — rzekła Julia. — Nie przyjdzie dzisiaj... Teraz wchodzi pani Lery. Na panią kolej, pani Guirand... Proszę odpowiedzieć.
I przeczytała:
„Wyobraź sobie — pokazuję mu tę sakiewkę!...”
Pani de Guirand powstała. Mówiła głosem gardłowym, przybrała oraz minę rozstrzepaną i mówiła:
— „Patrzcie, to wcale ładne. Zobaczymy.“
Helena, wchodząc tutaj, wyobrażała sobie zupełnie inną scenę. Sądziła, że znajdzie Julię zdenerwowaną, bladą bardzo, drżącą na myśl schadzki, wahającą się a nie mającą siły oprzeć się pokusie; wyobrażała sobie przytem, jak sama będzie ją zaklinała, by się zastanowiła nad tem, co robi aż nareszcie młoda kobieta, łkając rzuci się jej na szyję. Obie wówczas płakałyby razem. Helena odeszłaby z myślą, że Henryk stracony odtąd dla niej na zawsze, ale że zapewniła mu szczęście. Tymczasem inaczej zupełnie stało się; trafiła na powtórzenie teatralne, którego wcale nie