Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I klasnąwszy w ręce, zwróciła się do pani Berthier, która stała na środku salonu, i nie zwracając już uwagi na Helenę — rzekła do niej:
— Pracujmy zatem... Nie tak, jak trzeba wymawiasz ten frazes: „Robić po kryjemu sakiewkę dla męża, to w oczach wielu ludzi wydałoby się więcej niż romansowem..“ Powtórz to.
Helena zadziwiona, że zastała ją zatrudnioną czemś podobnem, usiadła na stronie. Stół i krzesła przysunięto do ściany, a dywan pozostawiono swobodny. Pani Berthier, delikatna blondynka, powtarzała swój monolog i, przypominając sobie wyrazy jego, podnosiła głowę w górę; pani Guirand, piękna brunetka, która przyjęła na siebie rolę pani de Lery, siedziała w fotelu, oczekując chwili w której miała wystąpić. Panie te w porannej toalecie nie zdjęły ani kapeluszy, ani rękawiczek. Przed niemi Julia rozczochrana, osłonięta wielkim podwłośnikiem z białego kaszmiru trzymała w rękę tom Mussea i z pewną miną reżysera wskazywała artystkom, jak mają naginać swój głos, jak mówić, jak grać. Dzień był ponury, podniesiono przeto firanki z haftowanego tiulu i zaczepiono je na zasuwce u okna i po za niemi widać było ciemny, wilgotny ogród.
— Za mało wzruszenia okazujesz — oświadczyła Julia. — Więcej znaczenia nadawaj słowom, każde z nich powinno trafiać do serca. „A więc, moja droga mała sakiewko dokończmy teraz stroju twojego...“ Powtórz to.
— Będę bardzo źle grała — rzekła pani Berthier tonem omdlewającym. — Czemu nie grasz tego pani sama. Byłabyś doskonałą Matyldą.
— Oh! ja, nie. Naprzód, trzeba do tego blondynki. A potem, jestem bardzo dobrym profesorem, ale sama wykonywać nie potrafię... Pracujmy, pracujmy.
Helena siedziała w swoim kąciku. Pani Berthier, zajęta swą rolą, nie odwróciła się nawet. Pani de Guirand lekko skłoniła jej głową. Helena sama czuła, że była natrę-