Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kamieni. Mleczna droga bieliła się już, atomy słoneczne iskrzyły się w takiej ilości i tak daleko, że na kuli firnamentu tworzyły już tylko świetlaną wstęgę.
— Przeraża mię to — rzekła Helena bardzo cicho.
I pochyliła głowę, zanurzając wzrok swój w ciemną próżnię, która pochłonęła Paryż. Tu ani jednego światełka nie widać było jeszcze, zupełna noc panowała dokoła. Wielki, przeciągły głos wiasta przycichł i złagodniał.
— Płaczesz! — spytał ksiądz — usłyszawszy łkanie.
— Tak — odpowiedziała Helena.
Nie widzieli siebie. Płakała długo, drżąc z lekka na całem ciele. Po za nimi Joanna spała spokojnym, niewinnym snem; pan Rambaud, mocno zajęty robotą pochylał siwiejącą swą głowę nad lalką, której członki rozebrał. Chwilami odzywał się cichy trzask odskakującej sprężyny, czasami jąkanie dziecinne, które grubemi palcami swymi jak mógł najłagodniej wydobywał z zepsutego mechanizmu. A kiedy lalka nadto głośno zagadała, zatrzymywał się od razu, niespokojny i zły, patrząc, czy nie obudził Joanny. Potem wracał ostrożnie do swego zajęcia, mając do pomocy tylko nożyczki i dłutko.
— Czego płaczeż, moja córko? — rzekł znowu ksiądz. — Czy nie mógłbym dopomóc ci w czem?
— O, zostaw mię — szepnęła Helena — łzy te przynoszą mi ulgę... Zaraz, zaraz...
Nie mogła odpowiedzieć, dławiły ją łzy. Raz już na tem samem miejscu boleść ją złamała; ale była wówczas sama; mogła płakać w ciemności, dopóki źródło bolesnego wzruszenia nie wyschło. A jednak nie miała teraz żadnego zmartwienia; córka uratowana, ona sama wróciła do jednostajnego, miłego trybu życia. Teraz powstało w niej nagle jakby dotkliwe uczucie wielkiej boleści, niezgłębionej próżni, której czuła że nigdy nie zapełni, bezgranicznej rozpaczy, w której się pogrążała wraz ze wszystkimi drogimi sobie. Nie umiałaby określić, jakie nieszczęście gro-