Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A widzisz, mateczko, musimy przychodzić — rzekła ze ślicznem, czułem wejrzeniem, a tymczasem łzy stały jej w gardle.
Piotr ukazał się na ganku. Siedmnaście pakunków pani już przyniesiono. Julia mówiąc, że jest brudna jak straszydło i że musi się wykąpać, wybiegła z ogrodu, za nią poszedł mąż jej i Lucyan. Kiedy matka z córką zostały same, Helena uklękła na kołdrze, niby dla zawiązani szalu koło szyi Joanny, i cichym głosem — rzekła:
— Nie gniewasz się już na doktora!
Dziecię powoli potrzęsło głową.
— Nie, mamo.
Nastało milczenie. Helena drżącemi rękami zdawała się nie móc zacisnąć. Joanna szepnęła:
— Dla czego on kocha innych?... Ja nie chcę...
I spojrzenie ciemnych oczu stało się ostre, a małe rączki gładziły matkę po ramionach. Helena chciała krzyknąć na to, ale sama przestraszyła się słów, które cisnęły się jej na usta. Słońce zniżało się; obie wróciły do siebie.
Od tego dnia Joanna upierała się zawsze, by iść do ogrodu, jak tylko usłyszała w nim głos pani Deberle. Chciwie słuchała plotek Rozalii o sąsiadach, troszczyła się o ich życie, czasami nawet wymykała się z pokoju i śledziła ich przez okna kuchenne. Na dole, zagłębiwszy się w małym fotelu, który Julia kazała przynosić dla niej z salonu, zdawała się śledzić rodzinę; z Lucyanem była zdaleka, niecierpliwiły ją pytania jego i zabawy, szczególnie kiedy doktór był przy tem. Wówczas wyciągała się w krześle, jak gdyby zmęczona i patrzała. Dla Heleny poobiedzia te były prawdziwą męczarnią. Wracała jednak do ogrodu, wracała wciąż, chociaż cała jej istota buntowała się przeciw temu. Za każdym razem, kiedy Henryk, wracając z miasta, całował Julię we włosy, serce jej ściskało się. A jeżeli chcąc ukryć, wzruszenie udawała, że się zajmuje Joanną, spostrzegała wówczas, że ta bledszą jeszcze była niż oni sama,