Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dowiadywał się o jej zdrowie i rozmawiał niekiedy z kolegą swoim, doktorem Deberle, który okazywał względy należne wiekowi jego.
Zresztą niepodobna było myśleć nawet o oszukiwaniu Joanny. Zmysły jej stały się nadzwyczaj czułe. Ksiądz i pan Rambaud przychodzili co wieczór, siadali i godzinę czasu przepędzali w smutnem milczeniu. Jednego wieczora, kiedy doktór miał odejść, Helena dała znak, by pan Rambaud zajął miejsce jego i ujął rękę małej, ażeby ta nie spostrzegła nieobecności swojego ulubieńca. Ale po dwóch czy trzech minutach, Joanna obudziła się, otworzyła oczy i nagle cofnęła swą rękę. I zaczęła płakać, mówiąc, że dokuczają jej.
— Nie kochasz mnie już więc, nie chcesz już mnie — powtarzał biedny pan Rambaud ze łzami w oczach.
Patrzyła na niego, nic na to nie odpowiadając; zdawała się nie chcieć go poznać nawet. I poczciwy człowiek z bolącem sercem wracał do swego kąta. Skończyło się na tem, że wchodził po cichutku, wciskał się we framugę okna i na wpół ukryty za firanką przesiadywał wieczór z oczami, smutnie utkwionemi w chorą. Ksiądz także był tam ze swoją wielką bladą głową na chudych ramionach. Chcąc ukryć łzy, głośno ucierał nos. Niebezpieczeństwo, grożące jego małej ukochanej, tak go niepokoiło, że zapominał nawet o chorych swoich.
Ale napróżno dwaj bracia usuwali się w sam kąt pokoju, Joanna czuła ich wszędzie; przeszkadzali jej, odwracała się od nich z wyrazem cierpienia nawet wtedy, kiedy spała w gorączce. Matka pochyliwszy się wówczas nad nią, słyszała szeptem wyrzeczone słowa:
— O, mamo, boli mię!... Wszystko to mię męczy... Odpraw wszystkich; zaraz, zaraz...
Helena, jak mogła najłagodniej, przedstawiała wówczas obu braciom, że mała chce spać. Rozumieli ją i wychodzili ze spuszczoną głową. Jak tylko wyszli, Joanna, ode-