Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Usnęła rzekła Helena po cichu. — Popatrz pan na nią.
Nie słyszał jej; namiętność nie chciała uciszyć się. Pochyliła się przed nim; patrzał na jej szyję, gdzie wiły się drobne włosy. Zamknął oczy, by się oprzeć pokusie ucałowania miejsca tego.
— Doktorze, spójrz że, taka rozpalona... Czy to nic niebezpiecznego?
Wściekła żądza rozsadzała mu czaszkę; machinalnie, ulegając przyzwyczajeniu doktorskiemu, poszukał pulsu Joanny. Ale walka nadto była silna; przez chwilę stał nieruchomo, zdając się nie wiedzieć nawet, że trzyma tę biedną małą rączkę w swej dłoni.
— Jakże, wielką ma gorączkę! tak pani sądzi? — powtórzył.
Mała rączka ogrzewała rękę jego. Znowu nastało milczenie. W człowieku budził się doktór. Liczył uderzenia pulsu. W oczach jego płomień przygasał. Powoli twarz zbladła; pochylił się i z niepokojem uważnie popatrzał na Joannę.
— Atak bardzo gwałtowny — wyszeptał — ma pani słuszność... Mój Boże, biedne dziecię!
Żądza znikła, pozostało tylko pragnienie oddania usługi. Zimna krew wróciła mu całkowicie. Usiadł, rozpytywał matkę o szczegóły, które poprzedziły atak. Wtem mała obudziła się jęcząc. Skarżyła się na okropny ból głowy. Bóle w szyi i ramionach stały się tak gwałtowne, że za każdem poruszeniem łkała. Helena klęcząc po drugiej stronie łóżka, dodawała jej odwagi, uśmiechała się, a serce jej pękało na widok cierpienia ukochanej istotki.
— Tu ktoś jest, mamo — spytała, obracając się, i postrzegając doktora.
— To przyjaciel, znasz go.
Dziecię, zamyślone i jak gdyby wahające się. poparzyło na niego chwilę. Wreszcie wyraz czułości przemknął po jej twarzy.