Strona:PL Zola - Jak ludzie umierają.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nego grobu, wynajął przeto po prostu na lat pięć miejsce na cmentarzu Montmartre, postanawiając zakupić później wieczyste prawo własności i odkopawszy zwłoki ulokować je w odpowiednim grobie na stałe.
Karawan zatrzymuje się na końcu jednej z alei cmentarnych, skąd trumnę zaniesiono na ramionach, pomiędzy szeregami nizkich mogił, nad świeży dół, wykopany w sypkim gruncie. Uczestnicy pogrzebu, otoczywszy grób, przestępują z nogi na nogę w milczeniu. Ksiądz, szepnąwszy przez zęby dwadzieścia słów, oddala się. Na wszystkie strony widać na grobach małe, ujęte w żelazną kratę ogródki, pełne goździków i zieleni. Białe kamienie wyglądają w oprawie zielonego tła wesoło, jakby nowiuteńkie. Uwagę pana Rousseau przyciąga szczególniej widok nagrobka w kształcie kolumny z symboliczną urną na wierzchu. (Zaraz nazajutrz zjawił się u niego kamieniarz, aby go kusić pękiem projektów i planów. Pomyślał wówczas, że skoro nabędzie wieczyste prawo własności grobu, postawi żonie natychmiast nagrobek w kształcie kolumny z taką piękną wazą).
Tymczasem Agata zabiera go z sobą z cmentarza a wróciwszy do sklepu, bierze na odwagę i wytacza kwestyę majątku. Zaledwie jednak usłyszała, że jest testament, zerwała się jak opa-