Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szar życia, to wielkie wszystko, bez rozróżnień tego co wysokie lub niskie, ni brudne, ni czyste, ot takie, jakiem współdziała w tym ruchu... To pewna, że do nauki zwracać się winni powieściopisarze i poeci, dziś ona tylko jest jedynem źródłem możliwem. Ale otoż! co wziąć jej, jak iść wraz z nią? Natychmiast czuję, że się wikłam... A! gdybym wiedział, gdybym wiedział, jakąż wówczas seryę szpargałów rzuciłbym na głowy tego tłumu!
Umilkł, on również. Poprzedniej zimy wydał był pierwszą swoją książkę, szereg szkiców gładkich, układnych, wyniesionych w Plassans, pośród których tylko kilka rysów szorstkich znamionowało jedynie bunt roznamiętnionego do prawdy i potęgi. I odtąd szedł po omacku, szukając, zadając sobie pytania w męczarni, niejasnych, pomięszanych jeszcze pomysłów, które walczyły w jego czaszce. Naprzód opanowany myślą o jakiejś olbrzymiej robocie powziął projekt napisania genezy wszechświata, w trzech jej fazach: stworzenie, przywrócenie na mocy naukowych badań; historya ludzkości, która w właściwej swej chwili przybywa odegrać swoją rolę w łańcuchu istot; przyszłość, wszystkie istoty występujące po kolei, uzupełniające tworzenie świata, przez wieczystą pracę życia, pracę bez końca. Ale ochłódł nieco w obec hypotez zbyt posuniętych, zbyt śmiałych tej trzeciej fazy; szukał ram ciaśniejszych, więcej ludzkich, gdzie