Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cze kiedyś podejmą, kiedy już będę mógł i umiał dosyć i zrobię inne jeszcze, o! takie może popadają ze zdumienia! Ruchem ręki zdało się, że zmiatał tłum; nakładł błękitnej farby na paletę; potem rozśmiał się szyderczo, pytając, coby też za minę zrobił w obec jego obrazów pierwszy jego nauczyciel, Belloque, dawny kapitan bez ręki, który od ćwierć wieku w jednej z sal Muzeum uczył ładnego cieniowania uczniów w Plassans. Zresztą alboż i w Paryżu, Berthon, słynny twórca „Nerona w cyrku“, do którego pracowni uczęszczał, nie powtarzał mu po dwadzieścia chyba razy, że nigdy nic z niego nie będzie! A! jakże nie mógł dziś odżałować tych sześciu miesięcy głupiego macania, niedorzecznych ćwiczeń pod kierunkiem człowieka, którego głowa całkiem była różną niż jego! Doszedł do deklamowania przeciw pracowaniu w Luwrze, dałby sobie prędzej, jak mówił, odciąć rękę, niżby miał tam powrócić, psuć sobie oko na jednej z tych kopij, które na zawsze ci zabrudzą widok świata, w pośród którego się żyje. Alboż w sztuce było co innego, jak oddawać to, co się czuje w sobie? Alboż wszystko nie zależało na tem, aby postawić przed sobą dobrze zbudowaną kobietę, a potem oddać ją tak jak się ją czuje? Alboż wiązka marchwi, tak, wiązka marchwi! — wystudyowana bezpośrednio, dokładnie, namalowana naiwnie, w osobistym tonie, w jakiem się ją widzi, nie wartą