Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

etów. Była to istna już frenezya romantyczna, uskrzydlone strofy przeplatane sprosnemi garnizonowemi piosnkami, ody rzucane w jasne, drgające promienie, w płonące żarem powietrze; a kiedy odkryli strumyk, a nad nim cztery wierzby ciemną plamą cieniu kładące się na gorejącej ziemi, częstokroć zapominali tam o całym bożym świecie, aż dopóki gwiazdy nie zajaśniały na niebie; odgrywali tam dramata, na pamięć umiane, siląc głos do intonacyi bohaterów, ściszając go i naśladując dźwięk fletu, kiedy przemawiały królowe lub dziewice. W takie dnie pozostawiali wróbli w spokoju. W tej odległej, zabitej deskami prowincyi, pośród ospałej głupoty małych miasteczek, żyli tak od czternastego roku życia odosobnieni, pełni entuzyazmu, trawieni gorączką literatury i sztuki. Olbrzymie dekoracye Wiktora Hugo, olbrzymie wytwory wyobraźni, co się pośród nich przechadzają, na tle wiekuistej litery antytez, najprzód zachwyciły ich; gestykulowali, chodzili patrzeć na zachodzące po za ruiny słońce, patrzyli na życie w oświetleniu fałszywem a wspaniałem, piątego aktu. Potem wstrząsnął nimi do głębi Musset, porwał ich swą namiętnością i łzami, w nim słuchali bicia serc własnych, otwierał się przed nimi świat więcej ludzki, który ich podbijał litością; wiekuistym krzykiem nędzy, którym odtąd przemawiać miało wszystko na ziemi. Zresztą byli nie wybredni, objawiali tę żarłoczność młodości, pochła-