Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szedłszy nieco, mrużąc oczy zaśmiał się naraz na całe gardło, rozweselony widocznie jakiemś nagle na myśl mu przyszłem wspomnieniem.
— Powiedz no, pamiętasz ty w szóstej klasie ten dzień, kiedy to Pouillaud zapalił świecę w szafie tego kretyna Lalubie? A! ten strach tego Lalubie zanim wszedł na katedrę kiedy otworzył swoją szafę, by wziąć z niej potrzebne książki i spostrzegł naraz tę płonącą świecę!... Pięćset wierszy dla całej klasy!
Sandoz, któremu udzielił się ten napad wesołości, rzucił się na sofę. Przybrał napowrót swą pozę, mówiąc:
— A! to bydlę Pouillaud!... Czy ty wiesz, że właśnie w dzisiejszym swoim liście zawiadamia mnie, że Lalubie się żeni. Ta stara profesorska szkapa zaślubia ładną dziewczynę. Ale ty ją znasz przecie, córkę Galissarda, kupca norymberszczyzny, tę małą blondynkę, której wyprawialiśmy serenady!
Rozpoczęły się wspomnienia, Klaudyusz i Sandoz nie ustawali już teraz, jeden gnany wciąż rosnącą gorączką malując ciągle, drugi wciąż odwrócony do ściany, z ramionami drgającemi od chwili do chwili śmiechem, Naprzód tematem było kolegium, dawny klasztor opleśniały, ciągnący się aż do wałów miejskich, dwa dziedzińce wysadzane olbrzymiemi jaworami, sadzawka zamulona, zielona od mchu porostów, gdzie się uczyli pływać i klasy dolne-