Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gestu, któreby mogły ją urazić. I z kolei przejął go gniew, zaklął, potem wzruszył straszliwie ramionami, jakby tym ruchem uwolnić się chciał od tak głupiego zajęcia. Alboż można kiedykolwiek być czego pewnym z kobietami! Ale widok bukietu róż, rozsypującego się w dzbanku od wody, ułagodził go, taką bo woń rozlewał dokoła. Cały pokój pełen był ich zapachu i w milczeniu zasiadł napowrót do pracy wpośród tej woni.
Nowe dwa miesiące minęły znowu, Klaudyusz w pierwszych dniach za najmniejszym szelestem, kiedy pani Józefowa przynosiła mu śniadanie lub listy, żywo odwracał głowę z mimowolnym potem gestem rozczarowania. Nie wychodził już przed czwartą, a kiedy odźwierna powiedziała mu pewnego wieczoru za powrotem do domu, że około piątej pytała tu o niego jakaś młoda panna, nie uspokoił się, dopóki się nie dowiedział, że ową wizytującą była jedna z modelek, Zoe Piédefer. Potem szły dni za dniami, miał szalony paroksyzm pracy, niedostępny był dla nikogo, tak gwałtownie wygłaszał swe teorye, że najbliżsi przyjaciele nawet nie ośmielali mu się sprzęciwiać. Zmiatał świat cały pięścią, nie było nic prócz malarstwa, należało pozabijać rodziców, krewnych, kolegów a przedewszystkiem kobiety! Z tej okropnej gorączki popadł znów w straszliwą rozpacz, tydzień jeden niemocy i zwątpienia, cały tydzień męczarni najokropniejszych, pośród których sądził już, że go dotknął idyotyzm. I przy-