Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pięknością, w której, jak sobie podchlebiała, odbiła się krew jej rodziny, początkowo oddała go na pensyą, łożąc na jego utrzymanie; wypędzono go przecież ztamtąd po upływie pół roku, napiętnowanego brzemieniem występków najobrzydliwszych... Po trzykroć uporczywie obstawała przy planie pierwotnym i zmieniała pensyę, by za każdym razem, otrzymać swego prawnuka ponownie z powodu tych samych grzechów szpetnych. Wtedy gdy nie chciał, gdy nie mógł raczej niczego się nauczyć, a równocześnie wszystkich dokoła zarażał zgnilizną, należało się nim zaopiekować; wszyscy członkowie rodziny tedy brali go do siebie po kolei. Doktór Pascal, rozczulony, myślał przez dłuższy czas o wyleczeniu go i dopiero po roku uznał ów projekt za niemożliwy do wykonania, przyczem musiał Karolka wydalić z domu, obawiając się dalszej jego styczności z Klotyldą. Teraz zaś znowu, odkąd nie mieszkał u matki, gdzie prawie się nie pokazywał, niemal na pewno można go było znaleść u Felicyty, albo u któregoś z innych krewnych, zalotnie wystrojonego, otoczonego zabawkami, żyjącego niby mały książę zniewieściały, ostatni potomek starego, zwyrodniałego rodu.
Tymczasem stara pani Rougon martwiła się ustawicznie z powodu tego bękarta o królewskich, złocistych włosach, postanowiła tedy usunąć go z Plassans, chcąc położyć kres wszelkim plotkom. Dążyła zatem do tego, by go zabrał Maksym i trzymał przy sobie w Paryżu. Była to bowiem jeszcze jedna szpetna historya, rzucająca cień na rodzinę i tak już obmówioną. Maksym atoli przez czas długi żadnej nie dawał odpowiedzi pod wpływem obawy, która coraz bardziej zatruwała mu życie