Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oboje więc spytali się Martyny:
— Tam do licha, proszę pana, nie mogę powiedzieć nic pewnego, ponieważ widziałam pana Maksyma jeszcze przed czteroma laty. Bawił u nas w przejeździe do Włoch przez dwie godziny. Musiał się od tego czasu bardzo zmienić... Mimo to zdaje mi się, że z tyłu go poznałam.
Rozmowa potoczyła się w dalszym ciągu; Klotylda okazywała radość widoczną z powodu tego epizodu, dzięki któremu ustało nareszcie owo milczenie uciążliwe, Pascal zaś wywnioskował:
— Zresztą, jeżeli to on w samej rzeczy, odwiedzi nas niezawodnie.
Był to istotnie Maksym.
Przez kilka miesięcy wciąż odmawiając prośbom natarczywym starej pani Rougon, ustąpił nakoniec i zgodził się przyjechać do babki, która ze swej strony chciała już raz położyć kres historyi, dotykającej nader nie przyjemnie całą rodzinę. Ta historya sięgała lat dawniejszych, z każdym rokiem atoli nabierała doniosłości poważniejszej.
Przed laty piętnastu siedemnastoletni Maksym uwiódł służącą i spłodził z nią syna. Była to niedorzeczna przygoda hultaja pieszczonego, przygoda, z której Saccard wraz z macochą Renée, oburzoną jedynie tak niegodnym wyborem przedmiotu zapałów miłosnych, uśmiał się serdecznie. Służąca, Justyna Mégot pochodziła z wsi sąsiedniej; była to dziewczyna również siedemnastoletnia, blondynka, posłuszna i uprzejma; wysłano ją tedy do Plassans, dawszy tysiąc dwieście franków rocznego dochodu na wychowanie małego Karolka. W trzy-