Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/408

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sprzedaż ów stanik ze starych koronek alensońskich. Wreszcie, po dokładnem zbadaniu i nieskończenie długich, a uporczywych przetargach, ta kobieta dała za wszystkie klejnoty sześć tysięcy tranków.
Tutaj, doktór ponownie, a mimowolnie zrobił gest, rozpaczy pełen: sześć tysięcy franków! jakto, skoro te klejnoty kosztowały go więcej, niż trzy razy tyle, co najmniej dwadzieścia tysięcy franków.
— Posłuchaj mię — zawyrokował — biorę te pieniądze, ponieważ dajesz mi z dobrego serca. Ale musisz się zgodzić na to, że są one wyłącznie twoją własnością. I przysięgam ci, że teraz na mnie kolej być jeszcze skąpszym, aniżeli Martyna; wydawać będę jedynie po kilka susów, niezbędnych na nasze utrzymanie; znajdziesz tedy w biurku resztę owej sumy, przypuszczając nawet, że już nigdy nic nie zarobię i nie będę mógł, dołożywszy pieniądze wydane, zwrócić ci całej sumy.
Tu usiadł, a wziąwszy ją na kolana, darzył uściskiem, jeszcze drżącym od wzruszenia. Potem zniżając głos, szepnął do ucha:
— Czy sprzedałaś wszystko, stanowczo wszystko?
Klotylda nie mówiąc ani słowa, rozpięła nieco stanik i końcem palcy, ruchem nader wdzięcznym zaczęła szukać czegoś na swej szyi. A przytem śmiała się, cała rumieńcem oblana.
Wreszcie wyciągnęła zgrabny, wąski łańcuszek, na którym błyszczało siedm pereł, niby siedm gwiazd mlecznych, doktorowi zaś zdawało się, że ukazuje mu ona nieco ze swej nagości najskrytszej; że cała woń żywa, a zachwycająca jej ciała ogniskuje się w owym jedynym klejnocie,