Zobowiązywał zatem w testamencie swego siostrzeńca Pascala, by zechciał zająć się wybudowaniem takiego grobowca, ponieważ on jeden tylko z całej rodziny — tak napisał dosłownie — posiada smak artystyczny.
Podczas czytania testamentu, Klotylda zeszła do ogrodu notaryusza i tam siedziała długo na ławce, którą cieniem gęstym okuwał stary kasztan, Kiedy zeszli tu potem Pascal i Felicyta, wszyscy troje byli wielce przez chwilę zakłopotani, ponieważ już od kilku miesięcy nie zamienili ze sobą ani słowa.
Wreszcie, staruszka zaczęła grać rolę zupełnie, a zupełnie obojętnej, nie robiąc najmniejszego przytyku do nowego stosunku syna i wnuczki. W ten sposób dawała do zrozumienia, że można i spotykać się i nawet udawać zaprzyjaźnionych wzajemnie wobec obcych, a mimo to ani nie tłomaczyć sobie niczego, ani się godzić, kiedy los łączy ich razem na jednem i tem samem miejscu.
Babka Felicyta przecież popełniła jeden błąd nie do wybaczenia.
Oto uporczywie, a nierozsądnie zapewniała o owej wielkiej boleści, spowodowanej śmiercią Macquarta.
Pascal zaś domyślał się aż zanadto jasno jej szalonej radości, jej wesela nieskończonego z powodu, że ten wrzód rodziny, ten wstrętny wuj ostatecznie zdecydował się położyć do grobu. Nic więc dziwnego, że już nie mógł powstrzymać niecierpliwości, nie umiał zapanować nad oburzeniem, które wrzało w jego piersi.
Mimowoli utkwił przez chwilę wzrok na rękawiczkach matki, które tym razem były czarnego koloru.
Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/341
Wygląd
Ta strona została przepisana.