Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Równocześnie ze zdrowiem i z dobrocią wróciła dawna jego wesołość, — ta wesołość spokojna, którą przed laty dawało mu jego przywiązanie do życia w znaczeniu jak najszerszem; dzisiaj zaś dawała mu ją wraz z blaskiem oślepiającem owa miłość namiętna, którą powziął dla Klotyldy, dawały mu nadto owe wszystkie okoliczności poboczne, jakich doznał bardzo słusznie, aby mu się to życie wydawało jeszcze lepszem, aniżeli dawniej.
We dwoje zatem pospołu, ona — uosobienie młodości w pełni swego kwiatu, tudzież on, przedstawiciel siły dojrzałej, oboje zdrowi, bardzo weseli i nadzwyczajnie szczęśliwi, tworzyli razem parę prawdziwie promieniejącą.
Na cały miesiąc zamknęli się w domu, ani razu nawet na krok jeden nie wyszli z Soulejady.
Zrazu wystarczał im nawet ten jeden tylko pokój, — ów pokój, obity perkalikiem starym, budzącym rozrzewnienie, barwy jutrzenki wschodzącej, pełen sprzętów starych, w stylu cesarstwa, wśród których pierwszorzędne zajmowała miejsce wysoka Psyche pomnikowa i stary, sztywny, szeroki szeslong!...
Ani razu nie mogli bez czułości spojrzeć na ów zegar, stojący na kominku, obłożony bronzem pozłacanym, pod którym Amor uśmiechnięty stróżował z uwielbieniem nad Czasem uśpionym...
Czyż to nie aluzya do nich samych?... Jakby naumyślnie taki temat z tego bronzu, który patrzył na chwilę wybuchu ich miłości!
Chwilami, gdy nie obsypywali się pieszczotami gorącemi i nie całowali się namiętnie, zaczynali żarto-