Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nienasycona potrzeba tworzenia, tak strasznie bolesna, gdy jej zadowolić nie można, że biedny Klaudyusz skończył na postronku, który sobie sam na szyję założył.
Drugi z nich, Jakób, przyniósł z sobą zbrodnię w naturze, plamę dziedziczną, która u niego staje się instynktownem pragnieniem krwi, krwi młodej i świeżej, płynącej z otwartej piersi kobiety, kobiety byle jakiej, pierwszej lepszej, spotkanej na chodniku ulicznym — chorobę straszną, przeciw której walczył, która go chwytała w chwilach miłosnych szałów dla Seweryny, tej uległej i tej zmysłowej, co sama wpada w bezustanny dreszcz tragicznej historyi morderstwa. I w pewną noc przesilenia on ją zabija, rozszalały na widok jej obnażonej piersi białej i cały ten szał zwierzęcy leci pomiędzy pociągami kolei żelaznej, pędzącemi całą siłą pary, wśród stuku machiny, którą on prowadzi, machiny ukochanej, która go nareszcie miażdży i potem, rozkiełznana, bez przewodnika, w całym impecie wypada, jak wściekła, na nieznane pod horyzontem zniszczenia.
Dalej Stefan, wypędzony, zatracony, przybywa do czarnego kraju kopalń węgla w pewną lodowatą noc marcową, schodzi do studni żarłocznej i ofiar żądnej, kocha smutną Katarzynę, którą mu kradnie brutal jakiś, żyje z górnikami życiem ich ponurem nędzy i podłej wspólności pożycia aż do dnia, gdy głód, bunt podszeptujący pędzi po gładkiej równinie cały tłum nędzników wyjących, rzezią i pożogą kraj niszczących, pod grozą wojska, które strzela bez rozkazu... Straszne wstrząśnięta, zapowiadające koniec świata, krew pomsty Maudów,