Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzuca na świat potok strasznej jasności, twoja analiza dosięga wszystkich naszych ran ludzkich, by tylko wzniecać jeszcze większy popłoch. Mówisz wszystko, mówisz bez ogródek, zostawiasz nam tylko nudy po ludziach i rzeczach, nie użyczając żadnego, możliwego pocieszenia.
Pascal przerwał jej tutaj okrzykiem, pełnym głębokiego przekonania.
— Wszystko trzeba powiedzieć, ach, tak! aby wszystko poznać i wszystko wyleczyć!
Gniew się wzmagał; Klotylda usiadła.
— Gdyby jeszcze przynajmniej istniała w twojej przyrodzie równość i sprawiedliwość! Przyznaj atoli przed sobą samym, iż życie należy do najsilniejszych; słaby musi ginąć niemal na mocy przeznaczenia, ponieważ jest słabym. Niema dwóch istot równych, ani pod względem zdrowia, ani pod względem piękności, ani pod względem inteligencyi: wszystko zależy od losu, od przypadku, od ślepego doboru... To też wszystko wali się w gruzy, od kiedy zniknęła święta i wielka sprawiedliwość!
— To prawda — szepnął Pascal półgłosem, niby do siebie samego — równości daremnie szukać! Gdyby społeczeństwo oparło się na równości, musiałoby ono zginąć! Przez ciąg długich wieków sądzono, że będzie można złemu zaradzić z pomocą miłosierdzia. Lecz świat potrzaskał się na kawały; dzisiaj zaś znowu, proponują jako środek leczniczy sprawiedliwość... Czyż przyroda jest istotnie sprawiedliwą? Ja uważam ją raczej za logiczną. Logika to właśnie, być może, sprawiedliwość naturalna i wyższa, zmierzająca prosto ku sumie wspólnej pracy, ku wielkiemu trudowi końcowemu.