Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och, z powodu tych wszystkich spraw, które muszę ci wyjaśnić, choć przyjdzie mi to z wielkim trudem. Nie jestem uczoną. Tymczasem, tyś nauczył mię wiele, a sama w naszem pożyciu wspólnem nauczyłam się jeszcze więcej.. Zresztą, to są rzeczy, które ja czuję.. Być może, iż będę się starała ci je powiedzieć, skoro jesteśmy już tutaj razem, wśród takiego spokoju i nocy tak pięknej.
Jej serce przepełnione, czuło potrzebę wywnętrzenia się, po tylu godzinach roztrząsań, wśród ciszy pojednawczej tych podziwu godnych mroków nocnych. Pascal zaś nie chciał mówić, by jej nie niepokoić.
— Gdy byłam jeszcze maleńką i słyszałam, jak mówiłeś o wiedzy, zdawało mi się, że opowiadasz o dobrym Panu Bogu, tyle tryskało z ciebie dobrej wiary i nadziei. Wszystko wydawało ci się możliwem. Z pomocą wiedzy można było zdobyć tajemnicę wszechświata i urzeczywistnić jak najdoskonalsze szczęście ludzkości... Zdaniem twojem, posuwano się wówczas ku temu celowi olbrzymiemi krokami. Codziennie zdobywano się na nowe odkrycie, zdobywano nową pewność. Jeszcze dziesięć lat, jeszcze pięćdziesiąt lat, jeszcze może lat sto, a niebo się otworzy; oko w oko spotkamy się z prawdą.. A więc dobrze! tymczasem lata biegły i nic nie widzimy, prawda zaś ustawicznie przed nami ucieka.
— Nie umiesz się zdobyć na cierpliwość — odpowiedział Pascal z prostotą. — Nawet gdyby było potrzeba dziesięć wieków, to i tak należałoby je cierpliwie przeczekać.
— Prawda, nie umiem czekać. Odczuwam potrzebę dowiedzenia się wszystkiego, muszę natychmiast zostać