Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zajęcie, przypominające raczej urząd dozorcy galerników, przynosiło mu rocznie około dwudziestu tysięcy franków.
Z radością i wdzięcznością przyjął Daniel ofiarowaną mu, choć zabijającą umysł pracą. Jerzy pożyczył mu nieco z swych zaoszczędzonych pieniędzy, wyrobił mu kredyt w mleczarni i wynajął pokoik tuż obok swojego.
Przez pierwszych dni czternaście był Daniel jakby ogłuszony nowem życiem, jakie teraz prowadził. Po całodziennej robocie wracał do domu z głową pełną tego, nad czem w ciągu dnia pracował. O sobie samym prawie już nie myślał.
Pewnej niedzieli rano opanowało go gorące pragnienie obaczenia znowu Joanny. W nocy śniła mu się nieboszczka pani de Rionne i cały entuzjam dla niej, chwilowo przygłuszony, na nowo się w nim odezwał.
Wyszedł z domu prędko, nie zawiadamiając nawet Jerzego o swem oddaleniu się i podążył na Boulevard des Invalides.
Gdy stanął nareszcie przed dobrze mu znaną bramą sztachetową, opanowała go nagle trwoga której przez całą drogę wcale nie zaznawał. Nie wiedział, co dalej począć, o co ma się pytać, i co mu odpowiedzą. Najbardziej wprowadzało go w kłopot to, że właściwie nie był w stanie podać jakiejkolwiek przyczyny swych odwidzin