Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szego nabierał przekonania, że ci ludzie wrogo dlań są usposobieni. Nie zatrzymał się jednak, lecz szedł dalej śmiało. Gdy znalazł się na równi z gromadką służących, usłyszał ironiczne śmiechy i grubiańskie uwagi — każdy z lokai i parobków uważał za stosowne, coś ze swej strony dorzucić.
— Popatrzcie no, oto jeden z paziów, których nieboszczka posiadała.
— I łożyła na jego wychowanie — dorzucił drugi. — Podczas gdy my musimy pracować jak niewolnicy, taki hołysz pędzi wygodne życie, nie potrzebując nawet kiwnąć palcem.
— A my musieliśmy obsługiwać delikatnego panicza. Ale teraz skończy się to wszystko!
— Precz z żebrakiem!
— Hejże, chłopcy — zawołał jeden z parobków, zajęty myciem powozu — pomóżcie mi go wyrzucić.
Cała gromada wybuchła głośnym śmiechem.
Drżąc na całem ciele przeszedł Daniel obok tych ludzi. Przypominali mu oni dawnych jego kolegów z ławy szkolnej, którzy tak samo obrażali go i drwili z niego. Czuł się samotnym i opuszczonym, jak dawniej i tęsknił do swej cichej izdebki. Delikatne jego uczucie głęboko zostało dotknięte prostaczemi słowami tych nic-