Rionne rozjaśniła się, jakby pod wpływem nowej jakiejś myśli.
— Masz pan słuszność — odezwała się po chwili — mam dla pana misję. Sam Bóg zesłał mi tu pana. Powstań, mój przyjacielu i wysłuchaj mej prośby.
A gdy Daniel wstał z kolan i usiadł obok łóżka na krześle, ciągnęła dalej:
— Pozostaje mi już bardzo mało czasu, a muszę panu wszystko powiedzieć... Prowadziłam życie samotne i nieszczęśliwe... Muszę ci to wszystko opowiedzieć otwarcie mój przyjacielu, ażebyś mógł zrozumieć moje obawy. Znałeś mię tylko jako kobietę szczęśliwą, która — jak ci się zdawało, żyła w niebie, opływała w szczęściu. Niestety, było inaczej. Ze łzami przypominam sobie teraz szczęśliwe dni mojej młodości, które spędziłam w mej ojczyźnie, w Prowansji! Później byłam dumną, chciałam walczyć przeciwko życiu, a z walki tej wychodziłam z rozdartem, rozkrwawionem sercem...
Daniel słuchał jej, nie rozumiejąc; zdawało mu się, że to już agonja opanowuje umierającą.
— Wyszłam za człowieka — mówiła chora dalej — którego przez długi czas nie mogłam kochać, a któremu miałam do zawdzięczenia córkę. Od tej pory musiałam memu sercu nakazać milczenie. Pan de Rionne wrócił do dawnych
Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/12
Wygląd
Ta strona została skorygowana.