Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XI.
W KTÓRYM MARZENIE SOBÓTKI ZAMIENIA SIĘ
W RZECZYWISTOŚĆ.


Słońce stało już wysoko,
gdy dźwignęła się z pościeli,
przecierając senne oko,
postać zacnej Imć Niedzieli.

Co to? Siódma już godzina?
Skądże jej się tak zaspało?
Tu z wysiłkiem przypomina,
co w wczorajszym dniu się stało.

Co to było? Wielki Boże!
Czy to prawda, czy sen może?
Aż uwierzyć trudno prawie,
że to działo się na jawie...