Przejdź do zawartości

Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W mrocznej sali pani blada,
sploty włosów mnąc z rozpaczy,
coś krukowi szeptem gada,
a kruk słucha, a kruk patrzy.

Gdy mu barwnie nakreśliła,
jak Sobótka dwa gawronki
przez jej sad przeprowadziła,
skryte w fałdach swej kieszonki.

I jak z Butką ptaszki kuse
odegnały precz pokusę...

Kruk odsapnął ze wzruszenia,
poczem modą staroświecką
w łeb się skrobnął odniechcenia
i rzekł: — Mądre, mądr-r-re dziecko!

A gdy dwaj figlarze mali,
dziób otarłszy ze śmietany,
w pawie stroje się przebrali
i wesołe wszczęli tany —