Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jakaż wrzasków tych przyczyna,
Każdy mi pytanie zada.
A to w ogród jak lawina
pana majstra banda wpada.

Poniedziałek na ich czele
po indyjsku jak nie świśnie,
jak nie huknie: — Na morele!
na brzoskwinie! hej, na wiśnie!

Za starszego brata śladem
już zgłodniałe basałyki
pędzą naprzód zwartem stadem,
zbrojne w kije i patyki.

W mig na grusze, na jabłonie
pnie się chciwych malców rzesza;
ten pień chwycił w obie dłonie,
ten się u gałęzi wiesza.

Sińce? Guzy? Bagatela,
Skoro owoc gradem leci
i kobiercem się rozściela
pod żarłocznym wzrokiem dzieci.