Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz gdy widzą swawolniki,
że im grozi basarunek,
wraz podnoszą lament, krzyki:
— Mamo! mamo! na ratunek!

A już matka zadyszana
dłoń karzącą wstrzymać leci.
— Natoż wyszłam za waćpana,
byś niewinne dręczył dzieci?

— Żono! toć mu wziąłem z garści
roztrzaskany zegar gdański...
— Jakto!? zegar milszy waści,
niż rodzony synek pański?

— Duszko! lecą ze mnie spodnie,
Wtorek pociął moje szelki...
— Chciał mieć lejce niezawodnie!
Ot, chłopięce to figielki.

— Spójrz na buzie twych dziewczątek,
miód wykradły ze śpiżarki...
— O, te wejdą w każdy kątek,
będą dobre z nich kucharki.