Strona:PL Zofia Rogoszówna - Dzieci pana majstra.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pieprz mi wsypał do tabaki
twój synalek, żono, trzeci
— I chcesz karać za żart taki?
Toć to, mężu, jeszcze dzieci!...

— Muszą, muszą wziąć raz baty,
Ty je, matko, nadto psujesz!
— Tydziu! rzekłeś mi przed laty,
że nad życie mnie miłujesz!

Tu majstrowa w głos zaszlocha,
majster dłonią przytka uszy.
Tydzień bardzo żonę kocha,
łzom jej ulżyć radby z duszy.

Choć się jeszcze srożyć stara:
— Furdum, burdum, mocium panie! —
w zapomnienie idzie kara,
dyscyplina już na ścianie.

— Precz, hultaje! precz, zbytnice! —
huknie jeno majster zgóry —
bo jak które z was przychwycę,
to obłupię je ze skóry!