Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I jakaś błogość me serce owiała,
Kiedym się wznosić poczęła od ziemi;
Nie... nie na skrzydłach, bom skrzydeł nie miała,
Ale promieńmi z duszy idącemi.
Raz na ten podół jeszczem wejrzeć chciała
I z wspomnieniami pożegnać się niemi,
Kiedy ptak czarny uderzył ze strony,
I jak gołąbkę chciał porwać w swe szpony.
Ten ptak mnie zbudził...

(składając ręce do obrazu Matki Boskiej)

O Matko Boża!...
Odstrasz go... odstrasz... od mojego łoża.

(usypia)

Twardowski (na stronie)

Myśli jej czyste, jak wody krynicy,
Żadnym wyziewem ziemskim niezmącone...
Może me serce tchem piekieł spalone
Odetchnie wolniej, kiedy go owieje
Anielski oddech dziewicy,
Może mu wróci straconą nadzieję?...

(głośno i z mocą)

Szatanie!

Szatan.

Słucham cię panie.

Twardowski.

Do jej komnaty ukaż mi drogę...