Psy i strzelcy w ślad jelenia
W las się głuchy rozsypali,
I już ucho ledwie słyszy,
Jak głos trąbki oddalonej
Słabnie — głuchnie — i śród ciszy
Swe ostatnie gubi tony.
Zmilkło, — tylko słychać czasem
Jak spłoszony z swej ustroni
Kruk, nad ciemnym krąży lasem,
I grobową pieśnią dzwoni;
Zmilkło; — i znów strome skały,
Las, przepaście, nagie góry
Na lat wiele zadrzemały
Nieprzespanym snem natury. —
3.
W miejscu odludném, na góry urwisku,
Które cud wspierał nad topielą wody,
Podobny nocy błędnemu zjawisku,
Na strzelbie wsparty dumał strzelec młody.
Sam — w swém uczuciu i natury ciszy,
Szukał ochrony od zgiełku i wrzawy;
Bo się oderwał z grona towarzyszy,
I nie chciał dzielić myśliwskiéj zabawy.
Przed nim kraj piękny, na którym spoczywa
Myśl jego tęskna i smętna źrenica;
Ach! bo czarowną była okolica,
Co mu się w prawo i w lewo odkrywa.