Tu wyschłe bagno, tam, gęsty jodłowiec
W ciemne z gałęzi przyjmuje nas stropy;
Jedziem ostrożnie... cicho... — jako łowiec
Gdy zwierza goniąc odszukuje tropy;
Czaty, zasadzki objechawszy kołem,
Pocichu z Ilhą rozmawiać zacząłem.
„Kędy twój ojciec?“ — „Ojciec!“ — i westchnęła,
„On, trzy dni temu poszedł z naszym ludem,
Wielkie, jak mówił, dokonywać dzieła.“
— „Teraz mi powiedz Ilho, jakim cudem
Przyszłaś mi w pomoc, i jak cię chęć wzięła
Dla wroga z takim poświęcić się trudem?...“
— „Powiem ci — rzekła — od dębu za borem
Jest blizko chatka nad wielkiem jeziorem;
„Tam, sama wczora siedząc przed wrotami
Długom w noc ojca z powrotem czekała,
I kiedym w niebo usiane gwiazdami
Szukając sercu pociechy — spojrzała,
Jedna się gwiazda nad memi głowami
Z łona błękitnych sklepień oderwała,
Leci ku ziemi, ślad ognisty ryje...
Ach! rzekłam z płaczem, mój ojciec nie żyje.
„To jego gwiazda z Dungusu zrzucona
Wiecznie na jasnym zgasła kołowrocie;