Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gwiazda, odbita na dnie niezamąconego jeziora. Czyż można się dziwić, że w otoczeniu najcudowniejszej przyrody, śród upajającej woni róż, pomarańcz, magnolii i mnóstwa innych pachnących kwiatów, którymi przesycone było powietrze wiosenne, przy łagodnym blasku księżycowej południowej nocy, dwoje tak młodych, jak my, istot (Manuela liczyła zaledwie siedmnastą wiosnę, ja zaś rok dwudziesty trzeci), pociągniętych nieprzepartą siłą wzajemnej sympatyi, skłaniającej nas ku sobie, zapominało całkiem o świecie, o ludziach na nim żyjących w niezgodzie, o tem, że jest wojna, która wszystko niszczy i najserdeczniejsze związki rozrywa. To też w najrozkoszniejszem zachwyceniu i upojeniu przeżyliśmy tę znikomą chwilę, najpiękniejszą, jaka może się tu na ziemi dostać w udział śmiertelnikowi.
Stosunek nasz był, jakby między bratem i siostrą, poufałość jak największa. Ona mówiła do mnie: „mój Pablo“, ja do niej: „moja Manuelo“, a jednak w niczem nie przekraczaliśmy tej braterskiej poufałości. Ani ona, ani ja, nie wyrzekliśmy dotąd ni razu słowa miłości, choć ta gwałtownie rozpierała nam piersi i do ust się cisnęła. Była to nieśmiałość dwojga prawdziwie zakochanych, którzy czuli, że byli stworzeni dla siebie, ale bali się wypowiedzieć swe uczucia miłosne słowami, by nie zatrzeć tego uroku niewinności, jaką głęboka, miłość, lubi się odziewać.
W rozmowach naszych poruszaliśmy wszystko, cośmy tylko wiedzieli; ja pragnąłem poznać najdrobniejsze szczegóły jej życia, ona również to wszystko, co mnie bliżej mogło obchodzić. Gdym jej opisywał moje stosunki rodzinne, moje wychowanie i moją matkę, Manuela zawołała:
— Ach! to kobieta święta! Jakże pragnęłabym ją