Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ja się z nim załatwię; a jeżeliby ich było kilku, to ją się wcześnie przed nimi ukryć i przyczaić potrafię. Już to pan kapitan może być spokojny, że dostanę się do pana majora i to nawet niedługo, bo z góry łatwiejsza droga, niż pod górę.
— A może zostawisz któremu z twoich kamratów swój pakunek. Będzie ci lżej w drodze.
— E, nie, panie kapitanie. Żołnierz powinien zawsze mieć przy sobie cały swój rynsztunek.
To rzekłszy, pożegnał mnie i zniknął w ciemności. Zjawił się wreszcie majordom, a właściwie klucznik. Słychać było odsuwanie ciężkich rygli i skrzypienie klucza w zamku; wkrótce otworzyła się mała furtka, W bramie osadzona. Furtka wązka dawała przejście zaledwie na jednego człowieka. Przekonawszy się przy świetle latarni, że brama jest dosyć obszerna i głęboka, poleciłem żołnierzom wchodząc sformować się zaraz, w bramie frontem do podwórza, bo deszcz ani na chwilę nie ustawał, a chociaż był drobny, nawskroś nas jednak przemoczył. Gdy już wszyscy weszli, a ja z porucznikiem na ostatku, i gdy klucznik furtkę oną napowrót zamknął, poprosiłem go grzecznie o oddanie mi kluczy.
— Nie mogę tego zrobić — rzekł zakłopotany.
— Musisz — odpowiedziałem mu stanowczo. — Gdy oddział królewski zajmuje jaką miejscowość, dowódca oddziału staje się komendantem tego miejsca i do jego rozkazów wszyscy stosować się muszą, a bez jego wiedzy nikt wpuszczony i wypuszczony być nie może.
Klucznik, rad nie rad, złożył klucze w moje ręce.
— A teraz — rzekłem — pokaż nam, gdzie będziemy mogli przenocować.
Porucznika pozostawiłem w bramie, oddawszy mu klucze i dowództwo nad całym oddziałem, a sam, wzią-