Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niech Tecia da mi te dwa kliny i niech idzie Ja sama suknię skończę...
— Ależ... proszę pani... — oponowała Tecia.
— Niech Tecia idzie spać!... — powtórzyła dobitnie Wielohradzka.
Tecia cicho wysunęła się z pokoju.
Tadeusz gryzł wargi, wahając się wywołać nową scenę. Nerwy jego zaczynały znów drgać całe; lękał się samego siebie.
Milcząc, skierował się ku drzwiom swego pokoju.
Teraz Wielohradzka pragnęła go zatrzymać, cała pobladła w świetle lampy.
— Dlaczego uciekasz? chciałeś mi czytać gazetę? — spytała.
Tadeusz pokręcił głową.
— Nie!... teraz nie mam ochoty... jestem zmęczony! — odparł, ujmując za klamkę.
Wielohradzka z pod okularów starała się dojrzeć twarz syna.
— Zapewne znów byłeś w restauracyi ze swoim... Radoltem...
— Nie... byłem z nim na spacerze.
— Nie wstyd ci wychodzić z takim obszarpańcem?
Tadeusz usta wydął.
— Mamusia źle robi, lekceważąc Radolta. Zobaczy mamusia, jak on się wybije. Niezadługo będzie redaktorem. Zobaczy mamusia!...