— Jak się masz?...
— Nareszcie!
Kilka rąk wyciągnęło się ku niemu. Z jednéj opadł mankiet bez spinki. Właściciel ręki i mankietu szybko się schylił, inni z szumem miejsce Tadeuszowi robić zaczęli.
— Witaj, witaj! ty cesarsko-królewski koncepciarzu!... czekamy na ciebie!... fest nowina!
— No, co? co?... Gembosz wyleciał wreszcie ze swą Mączałówką z ogródka?
— Ale!... gdzie tam... siedzi po drugiéj stronie werendy i wciąż czeka na przeciwników... To o co innego chodzi!
Tadeusz roztargnionym wzrokiem spojrzał na olbrzymiego mężczyznę w wielkim kapeluszu i palonych butach, który siedział nieruchomo na dwóch krzesłach, trzymając w rękach niezmiernie grubą i długą pałkę.
Był to Gembosz z Gnilewic, redaktor brukowego pisemka, który antagonistom swoim zapowiadał, iż co wieczór znajduje się w restauracyi Waregskiego: on i jego pałka, zwana Mączałówką, i tam na miejscu załatwia wszelkie polemiki i spory, jakie mógł wzbudzić swemi artykułami wstępnemi lub kierunkiem pisma.
Tadeusz szybko zaczął się interesować ową zapowiedzianą nowiną.
— Więc cóż? więc cóż?... — pytał.
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/32
Wygląd
Ta strona została skorygowana.