Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dnią z jéj strony byłoby rozrywać ten węzeł, to koło, które się zaniknęło po za nią i które było środowiskiem i podstawą życia i bytu jéj całéj rodziny. Po raz pierwszy czyn ten wydał się jéj rzeczą złą i karygodną. Po raz pierwszy zaczęła zastanawiać się uważnie, odrzucając od siebie zaślepienie i gorączkę miłosną. Gdy po herbacie zmywała w kuchence szklanki i talerze, pierś jéj wezbrała nagłym płaczem i tęsknotą. Lecz nie był to płacz bolesny i przykry. Przeciwnie, łzy te przyniosły jéj ulgę i pewne uspokojenie. Oparła się o ścianę, tuż pod małą lampką, która płonęła wysoko, uczepiona na gwoździku. Słabe światełko oblewało delikatnie całą postać dziewczyny, otulonéj w miękką, białą chustkę włóczkową.
Kształtna jéj głowa i twarzyczka blada wysuwała się z téj śnieżnéj draperyi, mistycznie wdzięczna i ładna. Z oczu jéj płynęły ciągle łzy i drżały na rzęsach, na policzkach, na wargach ust pobladłych.
W téj chwili Tecia żegnała swą miłość miłości, kochanie kochania, i przestępowała próg rzeczywistego istnienia.
W godzinę późniéj Felek w długiéj białéj koszulce klęczał w swem zbyt krótkiem łóżeczku i odmawiał wieczorne pacierze. Z po za szczebli łóżka wysuwała się jego delikatna sylwetka, podobna do białego kwiatu o złotéj koronie jasno-płowych włosów.