Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jakiś torreador w ciemno-czerwonym ubiorze kręci się wśród tego grona. Lecz już ostra czerwień złagodzoną i przyćmioną zostaje przez blado-zieloną barwę stroju kilku pań, idących menuetowym krokiem i trzymających się z gracyą za ręce. Są to prześliczne merveilleusy i towarzyszący im incroyables. Długie, opięte suknie kobiet owijają kształtne i smukłe ciała. Na ramionach bufy, stan krótki, kończący się pod piersiami. Na głowach blond peruki i wielkie kapelusze gazowe w kształcie bud, przewiązane wstążką tuż pod linią brody. W rekach trzymają ridicul’e z téj saméj, co i suknie, materyi. A materya to dziwna, cienka, pajęcza, elastyczna, blado-zielona, w wielkie róż bukiety. Mężczyźni, którzy towarzyszą tym merveilleusom, mają na sobie surduty z tego samego jedwabiu, żaboty, krótkie żółte kamizelki, pończochy i trzewiki ze sprzączkami; na głowach peruki i wielkie trójgraniaste kapelusze. Duże bukiety róż wonieją w ich dłoniach. I wszyscy ci ludzie są młodzi, ładni, smukli, kształtni: noszą dobrze swe kostiumy i mają w sobie delikatną gracyę figurynek z saskiéj porcelany. Jak klomb róż i bladych liści, klomb ruchomy, płyną wśród tłumu, uśmiechając się łagodnie. Na galeryi szepcą ich nazwiska. Są to przeważnie synowie i córki bogatych kupców miejscowych. Najpiękniejsza jest żydówką, ten ostatni, rosły i ładny chłopiec — synem właścicielki fabryki fortepianów. Wszystko to są dzieci Lwowa,