Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sytuacyi i arogancyę tego spojrzenia. Odnalazł w niem pannę Dobrojowską, powiększoną rozmiarami pani Maleniowéj. Cofnął się w tył, lecz Muszka w téj saméj chwili opuściła rękę i zginęła w tłumie powstających mężczyzn. Równocześnie we drzwiach zjawiła się księżniczka i, śmiejąc się, wyciągnęła jakby do lotu swe prześliczne ramiona.
Me voilà!... — zawołała wesoło.
I w wirze walca dostrzegł jeszcze Wielohradzki, jak Maleniowa z królewską powagą przechodziła przez salon w towarzystwie Orzeckiéj i stryja Dezyderego; Maleni bowiem bawił w Wiedniu. Wielohradzki, narażając się na upadniecie razem ze swą tancerką, przesunął się jednym susem na drugi koniec sali, aby nie znaleźć się na drodze Muszki.
Pani Maleniowa wyszła z salonu i za chwilę Orzecka powróciła sama.
Maleniowa odjechała.
Równocześnie z jéj odejściem ogarnęło Wielohradzkiego podwójne uczucie. Doznał ulgi i uczucia opuszczenia. Bez werwy i imaginacyi dokończył kotyliona, skrócił figury i przyśpieszył zakończenie. Wyszedłszy na ulicę, szedł chmurny i zamyślony. Wzrok Muszki, jaki padł na niego z po za szybek lornetki, świdrował mu mózg i odnajdywał dawne, zastygłe już klisze. Tego rodzaju spojrzenie panny Dobrojowskiéj nieraz już smagało Tadeusza jakąś litościwą ironią. Dlaczego jednak była inną w loży, tak banal-