Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

iż Orzecka śledzi go z pewną złośliwością w swych piwnych, okrągłych źrenicach. Przybrał więc maskę pozornéj obojętności i gorliwie zajął się kotylionem.
Orzeccy, niebogaci, lecz żyjący z wysiłkiem nad stan, przepychem akcesoryów i nadmiarem kwiatów pokrywali szczupłość apartamentu i niezbyt wykwintne umeblowanie salonów. Znać tu było przejście armii tapicerów, świeżo upięte portyery, zbyt nowe lustra, całe regimenty złoconych krzesełek o czarnych atlasowych poduszkach. Lecz gospodyni domu, zarumieniona jak wiśnia, dziecięcą wesołością i zakłopotaniem witała swych gości. Po raz pierwszy otwarła swe salony i widocznem było, iż działa z trwogi, aby cokolwiek nie zdradziło ich braków i kłopotów pieniężnych. Ztąd — zbytek w kolacyi i winach, moc świateł i kwiatów, przepych w akcesoryach kotylionowych.
Bawiono się doskonale, i Wielohradzki, który odwykł od widzenia kręcących się bezmyślnie splątanych par po środku salonu, doznawał chwilami zawrotu głowy na widok téj massy ciemno-kolorowéj, wirującéj z jakąś rozpaczliwą elegancyą po blond tafli lśniącéj posadzki.
Prędko jednak oswoił się z tym widokiem. To-szaleństwo balowe weszło mu już poprostu w krew; oddychał pełną piersią w atmosferze więdnących kwiatów i rozgrzanych ciał kobiecych. Przez chwilę