Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzył wciąż pilnie w lustro i mrugał oczyma ze zbytniego wytężania wzroku.
— Mówię o Concarneau... — zaczęła znów Muszka — gdyż widzę, iż pan o niém zapominasz... A ja nie chcę, ażebyś pan zapomniał... nie chcę... rozumiesz pan?...
— Jeżeli zapomniałem, nie moja w tém wina — odparł Tadeusz.
— Ale dlaczego? dlaczego? co się stało? powiedz pan, co się stało?...
Tadeusz szybkim ruchem przeniósł wzrok z lustra na twarz Muszki. Chwilę nie widział nic, oślepiony blaskiem brylantów, wreszcie zaczął dostrzegać linie jéj ust, które teraz drżały nerwowo.
— Jakto, co się stało?... — zapytał zdjęty najwyższem zdumieniem.
— Naturalnie!.. przecież to było ułożone, iż zobaczymy się znów we Lwowie...
Patrzyła mu prosto w oczy, i on pod tym wzrokiem zaczął się mieszać i tracić chwilową pewność siebie.
Nie śmiał wspomnieć o jéj małżeństwie z Malenim. To, co dla niego było przeszkodą niepokonaną, dla niéj zdawało się nie istnieć nawet. Wobec tych danych, czyż mógł robić jéj gorzkie wymówki za to, że nie chciała czekać, aż on, Wielohradzki, oświadczy się o jéj rękę?
I znów, tak jak dawniéj, wtedy jeszcze, gdy