Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

teraz jakiéj stałéj, poczciwéj, dziecięcéj miłości, któréj od Tadeusza spodziewać się nie mogła. I patrząc na tę głowę dziewczęcą, schyloną nad robotą z taką energią, z taką siłą, wytrwałością i zaparciem się siebie, Wielohradzka czuła, iż serce jéj taje, i że ta dziewczyna, która może nie była „partyą“ dla jéj syna, jest „partyą“ dla jéj zmęczonego i żądnego przywiązania serca.
Całowała teraz Tecię w głowę na dobranoc i żegnała ją tak, jak Tadeusza, mówiąc:
— Śpij z Bogiem i dobrze!..
Pokorne pochylenie głowy dziewczyny, jéj nieśmiały pocałunek, złożony na ręce, rozrzewniał ją i napełniał pociechą.
— Dobre... dobre dziecko!... — mówiła patrząc, jak Tecia znikała we drzwiach, słaniając się ze znużenia i braku spoczynku.
Mimo to jednak z pewną trwogą oczekiwała z ust syna nowéj wzmianki o zamiarze ożenienia się z Tecią. Gdyby tu szło o zaprzedanie jéj własnego życia w wieczną szarotę i niewolę, nie zawahałaby się ani na chwilę; lecz pozwolić Tadeuszowi zaślubić Tecię zdawało się jéj — zamknąć rajskiego ptaka do klatki i nałożyć mu na skrzydła wiekuiste pęta.
Pewnego styczniowego ranka srebrno było i biało od śniegu i mrozu.
Tadeusz siedział przy swém biurku rozmarzony gorącem, które buchało z rozpalonego pieca. Wycią-