Słuchaj! już dawno
Jam jedynego utracił brata;
Ąle śmierć jego nie była sławną:
Jak dzikie zwierzę, nieznając wroga,
Poległ od kuli Beja-Bułata!
Lecz mnie przekazał zemstę przy zgonie,
A taka wola święta jak Boga!
Odkryłem zbójcę, Już w jego łonie
Mój kindżał wierny utopić chciałem;
Alem pomyślał: czyż to pomszczenie?
I cóż śmierć znaczy? czyż jedno mgnienie
Równać się może z mém życiem całém?
Stanież za moje smutki, męczarnie?
Na całym świecie wszak coś istnieje,
W czém jego szczęście, jego nadzieje.
Więc niech to zemsta moja ogarnie!
Stało się! chwila zemsty już blizka:
Wczoraj wybiła twoja godzina.
Patrz! oto zachód krwawy blask ciska!
Już czas! głos brata mnie napomina...
Kiedym na wdzięczne oblicze twoje
Dzisiaj me pierwsze rzucił spojrzenie,
Ciężka tęsknota i niepokoje
Objęły duszę w bólu płomienie;
Lecz to wrażenie już uleciało,
I mą przysięgę wypełnię śmiało.
∗
∗ ∗ |
Jak śnieg na górach Leila blada;
Drząc, na kolana przed nim upada.