Twarzy znajomych na nudnéj scenie;
I obróciwszy na obcy świat
Rozczarowane moje spojrzenie,
Choćbym na oczy lornetkę kładł,
Ziewając, niemym zostanę świadkiem,
Żywiąc się tylko wspomnień ostatkiem
Już teatr pełny; a wszystko błyszczy,
Parter i krzesła, świetny rząd lóż;
Znieicerpliwiony paradyz świszczy,
A wtem kurtyna wznosi się już.
Świetna, w powietrze jakby wzniesiona,
Śledząca smyczka czarownéj gry,
I tłumem wdzięcznych nimf otoczona
Tam Istomina jak posąg tkwi.
Wtém jedną nóżką dotknęła ziemi
A drugą lekko obraca w krąg:
Nagle wzleciała ruchy wiewnemi,
Leci jak puszek z Eola rąk,
To nachylona, znów się wznosząca,
I szybko nóżką o nóżkę trąca.
Wszyscy klaskają, Oniegin wchodzi
Depcze po nogach, jakby był sam;
Na wszystkie strony lornetę wodzi,
Zwłaszcza na loże nieznanych dam