Łaknęła zawsze ma nędza żebracza,
Tego, co dzisiaj me dzieło otacza.
O przyjaciółko! na cóż mi się zdało,
Że dziś mię płacą, że dziś błyszczę chwałą?
Gdybym choć tyle mógł mieć złota wtedy,
Co ramy mego obrazu tak stroi,
Tobym nie doznał zawodów, ni biedy,
I żyłbym szczęśliw śród rodziny mojéj.
Jam tego nie znał, czém książę wspaniały,
— Przyjaciel, który naszą myśl zrozumie;
Nie! jam w zakącie przeżył żywot cały,
Męcząc się w pracy i w tęsknéj zadumie,
Bez znawców, uczniów, coby mię pojęli:
Jam w prostych mnichach znalazł wielbicieli.
Jeżeli tego pragniesz wznieść młodziana,
Spraw, by dlań bogi stały się łaskawsze:
Niech jutrznia szczęścia świeci mu różana,
Niechaj od nędzy będzie wolnym zawsze;
Chwila za chwilą niech mu płynie słodka,
Niechaj go żadna troska nie zasmuca;
A cześć, co ciszę mą w niebie zakłóca,
Niechaj go jeszcze w tém życiu napotka.