Przejdź do zawartości

Strona:PL Z obcego Parnasu (antologia).djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dojdziesz aż do bram złocistych,
Wtedy śmiało przez nie wnidź;
Ziemskość w szatach tam przeczystych
Nieśmiertelnie będzie żyć.”

Czy wieczorem, czy to świtem,
Jam spoczynku ani znał;
Jednak zawsze było skrytem,
Czegom pragnął, czegom chciał.

Tu na drodze góra stanie,
Tam mi strumień wstrzyma bieg;
Kładkę rzucam przez otchłanie,
Most na grzbiet wzburzonych rzek.

I doszedłem do nieznanéj
Rzeki, która gna na wschód.
I z ufnością w jéj bałwany
Wnet się rzucam w głąb jéj wód.

I ot aż na wielkie morze
Niesie mię gra jego fal:
Puste morza widzę łoże
Niedościgłą celu dal!

Ach tam kładki daremnemi!
Niebo, którém pragnę żyć,
Nigdy nie chce dotknąć ziemi;
O niém tylko można śnić!