Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/992

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Paweł z wylaniem pochwycił ojca za ręce, wołając.
— O! jakżeś dobry, kochany ojcze i jakże cię kocham!...
Renata nie mogła zapanować nad wzrastającego wzruszeniem i wyszeptała głosem przerywanym przez łkanie:
— O panie! jakżem cię winna kochać, dziecięcą miłością i jakże ci jestem nieskończenie wdzięczną! Znajdę rodzinę, ja, biedne dziecię samotne w życiu, będę miała ojca, ja, któram nie znała swego...
Te ostatnie wyrazy znowu zwróciły uwagę Paskala.
— Zatem jesteś sierotą? — zapytał.
— Nie wiem, panie... — odpowiedziała Renata spuszczając głowę.
— Nie wiesz!
— Nie, panie...
— Jakto?
Paweł wmięszał się do rozmowy.
— Kochany ojcze — rzekł — w chwili gdy moja narzeczona jest prawie twoją córką, nie powinniśmy mieć żadnych dla siebie tajemnic... obowiązkiem naszym jest powiedzieć ci wszystko...
Łzy spływały po twarzy Renaty.
— Nie mieszaj się, moje dziecię... — rzekł Paskal najsłodszym głosem i ściskając ją przychylnie za ręce.
Poczem zwracając się do Pawła, dodał:
— Mów, kochany synu...