— Jakie głupie marzenie! — szepnął. — Ja co sobie przyrzekałem nie zasnąć... Która też może by& godzina?
Powtórnie spojrzał na zegarek.
Ten ciągle wskazywał pięć minut do dwunastej.
— A! do kroć set! stanął! — rzekł młodzieniec prawie głośno.
I chcąc się lepiej przekonać, przyłożył zegarek do ucha. Żaden odgłos nie wydobywał się z niego.
— Stanął naprawdę! — mówił dalej. Kiedym spał jak bydlę, czas musiał już przeminąć!... A tom się ładnie urządził!
Poskoczył do okna, podniósł firankę i wyjrzał na dwór.
Na ulicy było zupełnie ciemno.
— Może już jest bardzo późno — pomysłał Ryszard. Ale do dnia jeszcze bardzo daleko... Mam przed sobą więcej niż potrzeba czasu do działania.
Karafka z wódką stała mu tuż pod ręką. Jednym łykiem wypróżnił jej zawartość, poczem wziął klucz oddany mu przez Leopolda, zapalił świeczką w latarce i włożył do kieszeni nóż leżący na stole.
Przez kilka minut stał ponuro ze zmarszczonemi brwiami, wykrzywioną twarzą, wzrokiem błądzącym w próżni.
Straszliwa, ostateczna walka toczyła się w zasępionej duszy nieszczęśliwego.
Pijaństwo, przezwyciężając chwiejący się rozum, jeszcze raz przytłumiło głos sumienia.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1474
Wygląd
Ta strona została przepisana.