Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Za tą salą znajdowały się gabinety, z których każdy mógł pomieścić około dziesięciu osób.
Jarrelonge wszedł do zakładu i z początku nie wiele mógł rozróżnić przez gęsty dym, Wydobywający się z otworu mnóstwa fajek.
Jedncześnie dziwna mięszanina języków uderzała nieprzyjemnie jego ucho.
Mówiono jednocześnie po niemiecku, po włosku, po francuzku, po angielsku, flamandzku, po hiszpańsku i t. d., a raczej krzyczano, kłócono się, klęto temi rozmaitemi językami.
Zwolna wzrok Jarrelonge’a mógł bez względu na dym, pochwycić kilka szczegółów obrazu skreślonego przez nas w ogólnyoh zarysach.
Nędznik w Paryżu widział dużo jaskiń i dziur, lecz mu siał przyznać, że nic nie znał podobnie nikczemnego, podobnie śmiesznie złowrogiego.
Do typów wiecznie świeżych i żyjących, malowanych przez Dawida Teniera i innych mistrzów flamandzkich, łączyły się fizyognomie szubieniczne i sylwetki bandytów należących do wszystkich krajów świata.
Gospodarz zakładu palący tak jak i jego goście z długiej fajki z białej glinki, siedział za kantorem obity, poczerniałą blachą mosiężną.
Jarrelonge zbliżył się do niego i kłaniając mu się grzecznie, rzekł:
— Proszę o szklankę rumu Jamajka, jeśli łaska i objaśnienie:
Gospodarz podał trunek na kantor i czekał: