Juliusz mówił; dalej:
— Niech się Paweł wytłómaczy i powie Renacie co postanowił zrobić...
— Wiem już od Zirzy, żeś dalej prowadził poszukiwania — rzekła z kolei córka Małgorzaty.
— Tak, droga Renato, jestem pewny żem odkrył człowieka, który pochwycił woreczek pani Urszuli, zaczepiony u stopnia wagonu...
— Posłuchałeś mojej prośby, prawda Pawle?... Miałeś litość nad tym człowiekiem?... Nie kazałeś go karać?...
— Patrzcie! mała nie jest pamiętna urazy... — szepnął Jarrelonge, do którego wyrazy wymawiane w sąsiednim pokoju dochodziły głuche i stłumione, ale zupełnie wyraźne.
Paweł mówił dalej:
Człowiek ten, robotnik kolejowy, belgijczyk, został wypędzony za ważne uchybienia służbowe. Już go nie ma w Paryżu.
— Cóż myślisz począć względem niego? — zapytała Renata.
— Mam zamiar udać się do Belgii, jeżeli będzie potrzeba aby go wyszukać i ścigać go za śladem, dopóki go nie znajdę... Powiedziałaś mi, że w woreczku pani Urszuli znajdowały się, oprócz biletów bankowych, papiery familijne...
— Dowodów nie mam, ale jestem o tem przekonana... Pani Urszulą nie czuwałaby z taką troskliwością nad tym woreczkiem, z którym się nigdy nie rozstawała, gdyby w nim było tylko trochę pie-